Sahara
13:08:00
Poniedziałek
Jeśli dobrze pamiętam to wydaje mi się, że padało. Tak, to chyba był poniedziałek. Dzieci wgramoliły się do gigantycznej kałuży i przez kolejne trzydzieści minut zażywały błotnej kąpieli. Wydłubywałam im z uszu czarną maseczkę przez kolejne trzy dni.
Wtorek
Napełniona beczka po poniedziałkowym deszczu, dostarczyła więcej radości niż Święty Mikołaj. Wiadra i konewki pracowały bez wytchnienia.
Środa
Suszę ubrania po wtorkowo- poniedziałkowych przygodach.
Czwartek
Mimo, że basen w ogródku radośnie nawołuje do zabawy, a krystalicznie czysta i ciepła woda sama prosi się o kąpiel to moi dżentelmeni, wpadają na inny pomysł. Wykorzystali resztki wody z wtorkowej beczki do utworzenia własnego bajora. Na środku podwórka. Przebiegali w te i wewte dopóty, dopóki skarpety nie nabawiły się dziur. Buty jeszcze schną od środy.
Piątek
Cisza przed burzą. Wpadłam na genialny pomysł wyczyszczenia basenu bo z nieużytku zglonowaciło się dno. Co więcej, nauczyłam się, że szlauch wcale nie musi służyć tylko do obmywania przeróżnych rzeczy lub do podlewania roślinności, może również zostać wykorzystany do strzelania w siebie i brata. Cud, że nie we mnie....
Piątek wieczór
Dzieci śpią a suszarka na ubrania pęka z dumy.
Miłego weekendu.
Chyba pojadę na Saharę...
2 komentarze
Świetnnie w tym kapeluszu, tak lajtowo ;)
OdpowiedzUsuńPorcelainDesire
piękne zdjęcia, kocham takie kapelusze :)
OdpowiedzUsuńhttp://stylishfashionbylu.blogspot.com/